sobota, 25 czerwca 2016

Wykolejeni


- Ten wagon dalej nie pojedzie! – wykrzyknął Roman, maszynista kolei na Gubałówkę z trzydziestoletnim stażem, tuż po energicznym zaciągnięciu hamulca, na skutek którego w składzie osobowym pojazdu nastąpiły gwałtowne roszady, a w kilku przypadkach również zmiany pozycji z wertykalnych na horyzontalne. I otwarły się awaryjnie drzwi na świat, i był on piękny. Wewnątrz zaś atmosfera zagęściła się na podobieństwo ostatniego kręgu piekielnego.
 
- Panie, czyś pan zgłupiał? Co to znaczy, nie pojedzie?! Nie za to płacę, żeby mnie w połowie trasy wysadzać! – jął wyłuszczać kulturalny turysta w średnim wieku, który już by poparł swoje skargi rękoczynem, gdyby nie szyba oddzielająca go od Romana, dzięki czemu ten cudem uniknął ciosu ciupagą.
 
Dzieci łkały, starcy posapywali, kurczowo zaciskając dłonie na laskach.
 
- Co robim? – niepewnie spytała rozjuszonego męża puszysta blondyna na krótkich nogach.
 
Nie było wyjścia – kierowca trwał niewzruszenie jak skała, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w tylko jemu znany punkt w panoramie Tatr – trzeba wysiadać.
 
I ruszyli.
 
Opalone stopy w sandałkach Lasockiego, które nie zaznały dotąd kamienia, korzenia, ni innego wyboju złośliwej Matki Natury, wpierw śmiało, potem już mniej pewnie brnęły w dół. Skórzane paski obuwia wrzynały się młodym turystkom między palce, ich partnerom natomiast, którzy nawet w tak patowej sytuacji nie mogli sobie pozwolić na utratę twarzy dżentelmena, skutecznie wpijały się w dłonie przechwycone pospiesznie damskie torebki.
 
Mijały godziny, korowód tarabanił się dalej, a reklamówki wypchane pluszowymi owcami furkotały na wietrze.
 
Pierwszy półprzytomny pątnik dotarł do celu swojej wędrówki po czterech godzinach. Zza rogu budynku dolnej stacji kolei gruchnęła góralska muzyka i już urodziwe dziewczę w stroju ludowym miało przepasać piechura gratulacyjną szarfą, gdy ten nieoczekiwanie skamieniał. Podobno leży gdzieś na zboczu, ukryty za kępą trawy. Tam, gdzie nie tknie go żadna ludzka stopa.
 
Walery Eljasz, Przewodnik i turyści w Tatrach (1878)
 

1 komentarz:

  1. Ważne, że zakupy w postaci owieczek (pluszowych) zrobione... po wędrówce zapewne sandałki poczyniły na szlachetnych stopach nagniotki/odciski/modzele w zależności od predyspozycji szlachetnych stóp Turystek.
    W sandałkach i torebeczką "na pieseczka"... tylko w góry :P Turysty...

    OdpowiedzUsuń