wtorek, 31 lipca 2018

Alan

A więc zajechał. Jego ultralekki dwukołowy rumak lśnił nie gorzej niż mięśnie nieśmiało zarysowujące się pod skórą - bądź co bądź - chudych ramion. Dostrzegłam go wpierw między regałami. Szedł tak, jak może iść człowiek, dla którego godziny spędzone w kasie buzującej blaskiem jarzeniówek Stokrotki są już tylko wstydliwym wspomnieniem, żałosną przeszłością, od której należy się odciąć. 

Po kilku minutach znów na niego wpadłam. Stał przed wejściem otoczony wianuszkiem dawnych koleżanek z pracy, pań w typie dojrzałym, dobrze odżywionych, żadnych tam cherlawych podlotków; stał niczym chłop między parobkami; stał wreszcie, epatując znamionami odwagi i nieszablonowego podejścia do życia, któremu wyraz dał w rozległych tatuażach oraz innych ingerencjach w powłokę. I kiedy tak pyszny rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, jedna z wianuszka, z mieszaniną pogardy i matczynej troski, zagaiła:

- Ty, a jak ty będziesz wyglądał na starość?

J. Fałat, Modlący się starzec (1881)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz