Mówili, że koniec zaczyna się tam, gdzie
lokomotywę zmieniają z elektrycznej na spalinową. Korszanie zaprzeczają. Lokalne
media swego czasu donosiły nawet o pikiecie przed budynkiem Urzędu Miejskiego w
Korszach. Ponoć grupa zaangażowanych społecznie delegatów rozstawiła
nieskończonej długości transparent z wymalowanym na nim zaczepnym hasłem: „PIWNICZANIE
PIWNICĘ MAJĄ ZA MIESZKANIE!” i jeszcze kilkoma innymi równie obraźliwymi zdankami,
mającymi zamydlić oczy i tak już wystarczająco skołowanym tym geograficzno-eschatologicznym
sporem, a pod nim nakreśloną niedbale, ale jakże dumną, przewróconą ósemkę.
Pojechaliśmy z kamerą w Beskid Sądecki.
Nadzieja na zrobienie reportażu życia była naprawdę duża. To, że gra jest warta
świeczki podkreślały słowa naczelnego: „Dowiedz się prawdy, a wynagrodzimy cię”
– powiedział, po czym znacząco postukał paluchem w świeżo wyjętą z drukarki
umowę o pracę, spoczywającą na jego mahoniowym biurku. Lecz pomimo odbycia
szesnastogodzinnej pielgrzymki do Piwnicznej-Zdroju, spotkał nas kolejny
zawód. „Paniusiu – rzekł stary góral – u nas nuda. Jedźciez do Białegostoku.
Tam się pono dzieje!”
Udaliśmy się na wschód. Zrezygnowani
stanęliśmy pod najbliższą komendą policji. Pierwszy napotkany funkcjonariusz na
moje pytanie o koniec świata, czy może odnotowali w swoich kartotekach coś na
ten temat, zafrasował się nieco, ale już po chwili twarz rozjaśniła mu tląca
się pod czaszką myśl: „Ach… no tak, mieliśmy kilka dni temu dziwne zdarzenie.
Przybiegła do nas jedna pani, bardzo wzburzona, w dodatku niekompletnie ubrana,
w samym ręczniku. Krzyczała, że to skandal, żeby nie było ciepłej wody w
mieście, że to koniec świata. Tak, jakoś tak właśnie”.
Bez słowa obróciłam się na pięcie. Z
trudem zaciągnęłam do auta długie witki brzozowe, które nieoczekiwanie wyrosły
mi w miejscu, z którego jeszcze niedawno swobodnie zwisały ręce. Umowa o pracę
właśnie odjechała do Gdańska ostatnią „Biebrzą”.
![]() |
Hans Memling, Sąd Ostateczny (1467-1471) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz