Heniek
wiódł próżniaczy żywot. Jak na prawdziwego juhasa przystało. Rytm dnia
wyznaczały mu pory udoju, porannego i wieczornego. I wielkość kopczyka popiołu
z wypalanych co rusz najtańszych papierochów z pobliskiego wielobranżowego. Gdy
ten sięgał do połowy opróżnionego zeszłego roku kubeczka jogurtu Mlekovita,
znaczyło, że czas iść spać. Wyrzucał wtedy niedopałki, stawiał plastikowy fotel
tuż przy ścianie chałupy i wracał do pozornej rzeczywistości.
Dzień,
w którym to się wydarzyło nie różnił się niczym od wczoraj, ani nawet od
tydzień temu. Było jak zwykle – kozy leniwie gryzły trawę, młode brykały pośród
żelbetonowych okruchów czegoś, co kiedyś było budynkiem. Tylko granitowa głowa
niedoczynnego rycerza, zazwyczaj obnażona, tym razem zasnuła się szarymi
kłębami.
Wiatr
przybrał na sile. Wydawało się, że gra w podniebnego ping-ponga – niczym piłeczkę
przesuwał chmury z jednej strony na drugą, aż w końcu rozstąpiły się i Heniek
usłyszał głos ojca:
Henryku, Henryku! Poznajesz mnie? Czemu mi spać w spokoju nie pozwolisz i w grobie zamartwiać się muszę? Dlaczegoś ojcowiznę przetracił, o zwierzęta nie dbasz, pomyjami poisz, psa na noc w piwnicy zamykasz? Czy tegom cię uczył? Opamiętaj się, póki czas!
Co się wydarzyło tego wieczora? Nikt tak naprawdę nie wie. Nieliczni świadkowie wspominają huk, wielką jasność i rozdzierające beczenie. Sąsiadka, która jako pierwsza dobiegła na miejsce sądu, jak mantrę powtarzała tylko o finezyjnie wygiętym pręcie i zawieszonej nań srebrzystej pelerynie.
![]() |
Władysław Skoczylas, Baca (1920) |
Cacao DecoMorreno zbrązowiał z zazdrości jak czytał. Stephen King znowu zaczął pić, bo zdał sobie sprawę jak marnym pisarzem jest. Jacek Dehnel wyrzucił laptop przez okno, obecnie łowi i dusi małże w białym winie gdzieś nad Adriatykiem. Szczepan Twardoch sprzedał Merca, kupił Opla. U Witkowskiego - bez zmian.
OdpowiedzUsuńTak wyobrażam sobie okładkę I tomu "Kronik podhalańskich" autorstwa Agnieszki Domańskiej.
A Juhas czytany od tyłu informuje jak autorka tytułuje krytyków wszelkiej maści. Błąd ortograficzny pierwszego stopnia - zamierzony.
Agentka Liter@ck@