Dogadywały się znakomicie – one nadawały jej życiowego rozpędu, ona nie pozwalała im się nudzić. Były szczęśliwe, bo znoszone. Przymus trzymania nienagannego fasonu już ich nie dotyczył – mogły pozwolić sobie na delikatną nonszalancję.
Lubiły
piach i trawę. Wodę trochę mniej. Jak ognia unikały też szczotki – gdy tylko
usłyszały odgłos otwierania górnej szuflady w przedpokoju, uciekały w popłochu.
W końcu miała dość gonitw i zostawiła je samym sobie. Wszyscy byli zadowoleni.
Rano
wyszła je przewietrzyć, jak to od kilku lat miała w zwyczaju. Wróciła dopiero
po zmierzchu. Usiadła zziajana, schyliła się, by rozwiązać sznurowadła, ale
butów nie było. Podobno widziano je na sąsiedniej ulicy, jak w najlepsze fikały
koziołki. Kiedyś się zmęczą.
V. van Gogh, Para butów (1886) |
Świetna opowiastka, widziałem je jeszcze rano dziwnie się zachowywały........
OdpowiedzUsuńSznurówki są blokadą dla marzeń w butach, dlatego pozwólmy marzeniom chodzić boso.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry postulat :)
UsuńCzasami starzy ludzie mają dobre postulaty :-)
Usuń